Co wydarzyło się we Włoszech podczas ostatnich, wrześniowych wyborów?
Wiele się zmieniło. A zaczęło się od zmiany ordynacji i wprowadzenia (częściowego) jednomandatowych okręgów wyborczych. W 2017 roku kojarzony z włoską lewicą Ettore Rosato zaproponował zmiany w tym zakresie. Przez kilkadziesiąt lat po upadku dyktatury faszystowskiej w Italii występowały permanentne problemy ze sprawowaniem władzy, z utrzymaniem przez rząd większości parlamentarnej. Od lat 80. do czasów teraźniejszych mamy do czynienia ze zjawiskiem, które można porównać z naszym rozbiciem dzielnicowym, z tym że we Włoszech dotyczy to sceny politycznej. To powtarzalny scenariusz: w parlamencie zasiada dużo małych partii, które nie potrafią sformować większości, a dodatkowo zbyt dużą rolę odgrywały bardzo małe, nieliczne ugrupowania, od których, nieproporcjonalnie do ich społecznego poparcia, bardzo wiele zależało. Od 1946 roku we Włoszech funkcjonowało 67 różnych rządów. Po zmianach ostatnie wybory odbyły się w ordynacji mieszanej, gdzie ponad trzecia część posłów była wybierana w jednomandatowych okręgach wyborczych, zaczęto premiować duże bloki oraz dodatkowo zmniejszono liczbę parlamentarzystów z 945 do 600. Takie rozwiązanie sprawiło, że przed wyborami doszło do formowania się bloków głównych sił politycznych.
Fot. Pixabay
Jakie będą ostateczne wyniki? Tego nie było wiadomo do samego końca. We Włoszech cisza wyborcza trwa dwa tygodnie, wciąż pojawiało się pytanie, czy odrabiająca w ostatnim czasie straty Liga będzie wymagającym rywalem dla Fratelli d’Italia Giorgii Meloni. Pierwsze dane były oczywiście dostępne z jednomandatowych okręgów wyborczych.
Szybko pojawiło się pojęcie faszyzmu w naszej rozmowie, ono w kontekście tych wyborów faktycznie padało dość często. Jak to wygląda naprawdę? Czy we włoskiej prawicy można się doszukiwać jakichś związków z myślą i dziedzictwem Mussoliniego, czy to raczej po prostu pojęciowa pałka, którą łatwo można okładać przeciwnika politycznego?
To sprawa bardzo skomplikowana, ale mówiąc w skrócie: to właśnie jest swego rodzaju pałka pojęciowa. Giorgia Meloni wywodzi się co prawda z Alleanza Nazionale (AN, Sojusz Narodowy), była tam szefową młodzieżówki, a ten z kolei wywodzi się z Movimento Sociale Italiano (MSI), partii, która powstała po kompromitacji i upadku Narodowej Partii Faszystowskiej. Pamiętajmy tylko, że za nami jest kilkadziesiąt lat zmian. Sam Sojusz Narodowy nie był postrzegany jako partia neofaszystowska, mimo że niektórzy z jej członków i liderów, jak na przykład Gianfranco Fini czy Gianni Alemanno, to były osoby, które dość mocno podkreślały swoją tradycję i nigdy się od niej nie odżegnywały. Zresztą jeżeli weźmiemy pod uwagę, że Sojusz Narodowy był w koalicji z Silvio Berlusconim, to trudno poważnie rozmawiać o faszyzmie, skoro ten sam Berlusconi jest dziś członkiem EPP w Parlamencie Europejskim, a przewodniczącym Europarlamentu był Antonio Tajani, jego najbliższy współpracownik.
Sama Giorgia Meloni jest dość skonfliktowana z politykami, którzy nie odwołują się do stonowanej, europejskiej prawicy, i to pomimo tego, że ją samą trudno porównywać do europejskiej chadecji – bliżej jej do Prawa i Sprawiedliwości, Fideszu czy hiszpańskiej partii Vox. Na pewno natomiast Giorgia Meloni do korzeni podchodzi w sposób bardzo poważny i nie do końca jedynie symboliczny. Dlatego w jej mediach społecznościowych w momencie, gdy nadchodzi rocznica śmierci Giorgia Almirantego czy Pina Rautiego (ikon Movimento Sociale Italiano), pojawiają się informacje zachęcające do upamiętnienia tych postaci. Łączy to z konserwatywno-socjalnym podejściem i twardo twierdzi, że czasy faszyzmu bezpowrotnie skończyły się jego kompromitacją.
Czy słowa Ursuli von der Leyen pomogły centroprawicy w zwycięstwie?
Na pewno tak. Co ciekawe jednak, Enrico Letta, lider centrolewicy, zareagował na te słowa i powiedział, że co prawda obawia się rządów prawicy, uważa ją za destrukcyjną, nie ceni Meloni i Salviniego, ale Włosi samodzielnie poradzą sobie w wyborze parlamentu i późniejszego rządu. Zaznaczył, że Ursula von der Leyen przesadziła i że Włosi nie potrzebują takiej pomocy.
Jaką rolę odegrali we wrześniowych wyborach samorządowcy?
Po ostatnich wyborach regionalnych w 14, a potem w 15 na 21 regionów władzę objęła centroprawica (Fratelli d’Italia, Lega Salvini i Forza Italia), czyli inna opcja niż ta na poziomie centralnym. Samorządowcy odgrywali znaczącą rolę w obywatelskich protestach, ale też sprawnie zarządzali w warunkach covidowych. Pokazywali, że realna władza to jest ta władza, która wchodzi w bezpośrednią interakcję z obywatelem. Luca Zaia w Wenecji, Christian Solinas na Sardynii, Attilio Fontana w Lombardii pokazali, że można rządzić nieco inaczej, będąc bliżej obywateli. Okazało się, że to zgromadzony kapitał, który może przeważyć w wyborach centralnych. Ta samorządowa wartość dodana sprawiła, że centroprawica wygrała również tam, gdzie nie udało jej się tego dokonać nigdy wcześniej – na przykład w Toskanii.
Czy są planowane jakieś zmiany ustrojowe?
Rząd ma dzisiaj 347 miejsc w 600-osobowym parlamencie. Być może uda się stworzyć większość konstytucyjną, ale dziś brakuje 52 głosów. To nie jest niemożliwe. „Piękną kobietą jest nasza konstytucja, z tym że ma ona 70 lat” – powiedział Francesco Lollobrigida z Fratelli d’Italia. Głównym problemem jest wybór prezydenta, ta sprawa w oczach wielu to istna kompromitacja systemu. Przy ostatniej elekcji ponad 1000 elektorów stłoczonych w centrum Rzymu długo nie mogło wybrać nikogo, a ostatecznie zwyciężył kandydat, który najpierw zrezygnował ze względów zdrowotnych, przyznał, że nie chce już być prezydentem, a później tak długo proszono go o zmianę zdania, że ostatecznie się zgodził i objął urząd ponownie.
Włosi chcą wybierać prezydenta w wyborach powszechnych i to proponuje Giorgia Meloni. A tego nie da się wprowadzić bez zmiany konstytucji. Pojawiły się też głosy o wprowadzeniu systemu prezydenckiego, ale centroprawica nie po to wygrała wybory, by przekazać władzę Sergio Mattarelli czy też innemu prezydentowi w kolejnej perspektywie wyborczej.
Czy ta zmiana daje jakieś nowe możliwości Polsce?
To zależy od naszej klasy politycznej, czy będzie się w stanie wznieść ponad interes partyjny. Istnieje bowiem szansa na zbudowanie silnej międzynarodówki prawicowej w Europie. Wygrana we Włoszech prawicy socjalnej (Meloni i Salvini) oraz centroprawicy (Berlusconi), zrzeszonych w koalicji „centrodestra”, daje taką realną możliwość. Liga, która wygrała ostatnie eurowybory, oraz Forza Italia mają swoich europarlamentarzystów, w Hiszpanii dodatkowo jest oczywiście Vox, jest też Fidesz. Te siły mogą spróbować przełamać hegemonię Niemiec i Francji. Pytanie, czy taki blok może powstać na bazie współpracy mimo tego, że poszczególni partnerzy jak na razie są w różnych europejskich frakcjach. Dodatkowo Fratelli d’Italia jest proatlantycka, a lider Ligi, Salvini, zmienił swoją postawę i teraz twierdzi, że co prawda patrzył na Rosję nieco przekornie jako przeciwwagę dla mainstreamu Unii Europejskiej, ale teraz uznaje działania rosyjskie za nieakceptowalnie barbarzyńskie. Tyle że ten sam Salvini stwierdził, że na sankcjach Włochy zbyt wiele tracą i że są one nieskuteczne. Podobnie uważa Berlusconi. Jest zatem szereg problemów do rozwiązania, zanim ten blok powstanie. Jest to jednak realna siła, która wymaga oczywiście wyjścia poza partykularne interesy narodowe i partyjne. Można powiedzieć, że taki blok już powstaje, ale poza oficjalnymi strukturami Parlamentu Europejskiego, wszak wybory do europarlamentu przed nami.
fot. Kuba Kiljan
dr Bartosz Łukaszewski – socjolog, adiunkt w Katedrze Socjologii Problemów Społecznych Instytutu Socjologii i Pracy Socjalnej UPJP2, dyrektor Instytutu Kapitału Społecznego Collegium Humanum, obecnie prowadzi badania nad ruchami społecznymi w Europie i funkcjonowaniem współczesnej młodzieży.
Wykup dostęp do wszystkich artykułów
Każdego tygodnia dołączają do nas nowi czytelnicy zainteresowani efektywnym funkcjonowaniem państwa. Bądź wśród nich.