Prawda wyborów i prawda rządzenia. Czy zbliżamy się do momentu konstytucyjnego?
Wybory parlamentarne wyzwoliły mnóstwo energii, zaangażowania i emocji. Już dziś można założyć, że wiele z rozbudzonych nadziei nie zostanie spełnionych, a zmiana jest pozorna i dalece niesatysfakcjonująca. Polacy nie lubią publicznych swar, a bez nich nie może się obejść patrząc na ambicje i oczekiwania tak liderów, jak i struktur partyjnych zwycięskiego obozu. Polacy nie znoszą też przedterminowych wyborów, gdyby miało do nich dojść jest szansa na znacznie głębsze zmiany, niż kolejna podobna kampania wyborcza.
Wybraliśmy!
Rzeczpospolita ma nowy Sejm! Ileż było przy tym mobilizacji, spędzonych godzin w kolejkach formujących się przed lokalami wyborczymi, w tym głosowania grubo po godzinie 2 nad ranem jak na wrocławskim Jagodnie, które stało się symbolem rekordowej frekwencji. Ile było towarzyszących temu emocji, namiętnych rozmów, ciętych ripost i polemik. Nie tylko w telewizji, radiu i internecie, ale również w pracy, w rodzinach, po sąsiedzku. Ostateczny wynik głosowania okazał się z grubsza taki, jakiego się spodziewano, choć w momencie prezentacji pierwszych sondażowych wyników nie zabrakło miejsc, gdzie nawet lał się szampan. Od niedzielnego wieczoru entuzjazm czuć w powietrzu, a pokładane w zmianie nadzieje wręcz zostały ukonstytuowane ogłoszeniem wyników przez Państwową Komisję Wyborczą. Co nie oznacza oczywiście, że owo uczucie jest powszechne, ale siłą rzeczy samopoczucie głosujących na dotychczasową opozycję zdecydowanie góruje nad cichym nastrojem stypy po drugiej stronie barykady.
Teoretycznie a praktycznie
Takie warunki, taka wiara i pozytywne myślenie są bezcenne dla państwa, można wtedy przenosić góry. I na to teoretycznie się zapowiada, przynajmniej jeszcze teraz, kiedy kurz bitewny jeszcze nie zdążył na dobre opaść. Podkreślmy słowo „teoretycznie”. Gdyby wszystko to, co zapisały zwycięskie partie w swoich programach miało wejść w życie w ciągu następnych czterech lat, mielibyśmy rzeczywistą, dogłębną zmianę polityczną w Polsce. Bez rozstrzygania dziś czy na dobre, czy na złe.
Rozbudzono olbrzymie nadzieje, jednocześnie nadal trudno oprzeć się wrażeniu, że nie do końca wiadomo, co konkretnie poza zmianą samą w sobie powinno się wydarzyć, by wyborcy zwycięskiego obozu, ba, choćby większość z nich, poczuli satysfakcję z zaspokojenia rozbudzonych apetytów. Sposobów definiowania tej zmiany jest przynajmniej tyle, ile partii mających tworzyć nowy rząd. A tych jest 11.
Czy o to nam chodziło?
Wiele może się wydarzyć, kiedy triumfujący dziś rodacy zorientują się, że proste dodanie liczby mandatów trzech komitetów wyborczych dające mandat do rządzenia opozycji wcale nie jest tożsame z zaspokojeniem ich oczekiwań, potrzeb, spełnieniem ich wyobrażeń i pozbyciem się mechanizmów i postaw w polityce, które tak dotkliwie im doskwierały przez dwie ostatnie kadencje sejmowe. Co więcej, niektóre z tych złych praktyk pojawią się ze zdwojoną siłą, będąc przez ostatni czas tłumione nie tyle kulturą polityczną PiS-u, co nietypowym układem: obowiązująca ordynacja „proporcjonalna” i rządy jednej partii.
Frustracja z zatkanym wentylem bezpieczeństwa
Rozczarowanie jest nieuniknione, pozostaje pytanie, jaka będzie jego skala.
O jego wyjątkowości może zdecydować uzyskana frekwencja i wyzwolona tym samym liczba osób zaangażowanych w wykreowanie nowej rzeczywistości, choćby właśnie przez czynny udział w tym wyborze. Do tego może się to zbiec z zablokowaniem ujścia negatywnych emocji: przerzucenie sympatii na opozycję, co wydawałoby się naturalne w warunkach sprawnie funkcjonującego mechanizmu demokratycznego, na Prawo i Sprawiedliwość, nie wchodzi a priori w rachubę. Czy całość zagospodaruje Konfederacja? Raczej nie ma aż takiego potencjału.
Moment konstytucyjny
To realny scenariusz, jeśli weźmiemy liczbę zawiedzionych oraz bezalternatywność wyboru. Jeżeli do tego dojdzie uświadomienie sobie przez młodych oraz przypomnienie sobie przez starszych wyborców, że program wyborczy a program działania partii po wyborach to bardzo często dwie odmienne bajki, z naciskiem na słowo „bajki”, przy czym możliwość rozliczenia poszczególnych posłów ze składanych deklaracji jest żadna – może to być energią oraz materią dla czegoś więcej, niż powtórka z rozrywki: kolejna kampania, kolejne emocje i obietnice, i kolejny Sejm i rząd. Trudno o tym przesądzać dziś, należy jednak zauważyć, że nie będzie to najgorsze podłoże pod zmiany tak systemowe, jak i ustrojowe – charakterystyczne dla właśnie momentu konstytucyjnego. To może być potencjalne okienko do realnej zmiany, tak by w końcu postępująca polaryzacja i niszczący nas od wewnątrz podział, obracający w niwecz tyle energii każdego dnia, odszedł w końcu do politycznego lamusa.
Wykup dostęp do wszystkich artykułów
Każdego tygodnia dołączają do nas nowi czytelnicy zainteresowani efektywnym funkcjonowaniem państwa. Bądź wśród nich.