O tym, kto może kandydować, decydują partie

Artur Heliak
Dodane 1 rok temu

O tym kto zostanie posłem, a kto będzie musiał obejść się ze smakiem, decydują politycy, a nie obywatele. Zanim wpadnie pierwsza karta do urny w dniu wyborów, znaczna część sejmowych foteli jest już zajęta przez tych, którzy wygrali przedbiegi odbywające się z zaciszu parlamentarnych gabinetów.

Sławomir Mentzen, współprzewodniczący Konfederacji, zrobił to w przypadku dwóch potencjalnych kandydatów jeszcze inaczej: ogłosił na Twitterze ankietę – wcielając się z Poncjusza Piłata – postawił użytkowników tej platformy przed wyborem „kogo uwolnić”: Artura Dziambora czy Dobromira Sośnierza. Przypomnijmy, że obaj rozstali się z partią kilka miesięcy temu: ten pierwszy został usunięty z Konfederacji przez sąd partyjny, zaraz potem opuszczenie jej struktur ogłosił Dobromir Sośnierz. „Uwolnienie” oznaczać miało wpisanie któregoś z nich na listy wyborcze i tym samym umożliwienie ubiegania się o ponowny wybór.

Ankieta cieszyła się sporym zainteresowaniem, ostatecznie wzięło w niej udział ponad 38 tys. osób.  Stosunkiem głosów 47 do 53 twitterwicze wskazali na Sośnierza. Dzień później ogłoszono, że znajdzie on się na liście wyborczej i wystartuje z Siedlec. Lokalnym działaczom siedleckim pozostało się zgodzić z tą decyzją.

Cała sytuacja pokazuje, jak fatalnie jest realizowane w naszym kraju bierne prawo wyborcze, czyli możliwość kandydowania do Sejmu. Bo jeżeli nawet Dobromir Sośnierz, postać rozpoznawalna w skali ogólnopolskiej, poseł Parlamentu Europejskiego i Sejmu RP, może zostać wyeliminowany z możliwości ubiegania się o reelekcję, co ważne bez jakiegokolwiek udziału wyborców, zanim jakakolwiek karta wpadnie do urny, to jak wygląda możliwość kandydowania dla zwykłego Kowalskiego?

O ile zewsząd słychać głosy, że należy brać czynny udział w wyborach, że frekwencja wynikająca z realizacji czynnego prawa wyborczego jest ważna, wręcz kluczowa dla systemu demokratycznego, to czynny charakter udziału w tym „święcie demokracji” jest definiowany ściśle, wyłącznie jako głosowanie. Kandydowanie do Sejmu, poza iluzoryczną możliwością stworzenia własnego ogólnopolskiego komitetu, pozostawiono wąskiej grupie obywateli. Pytanie o to, czy ma sens udział w głosowaniu, gdy nie można samemu kandydować, dla wielu pozostaje nadal otwarte.

Copy LinkLinkedInFacebook
Artur Heliak
Redaktor naczelny

Prezes zarządu Fundacji Wspólna Perspektywa – Centrum Analiz Wyborczych i Samorządowych we Wrocławiu.

Wykup dostęp do wszystkich artykułów

już od 58 zł / miesiąc

Każdego tygodnia dołączają do nas nowi czytelnicy zainteresowani efektywnym funkcjonowaniem państwa. Bądź wśród nich.

Zobacz też

Ustrój

Ach, co to były za wybory! Wszyscy wygrali.