Naturalnie, że jednomandatowe

Artur Heliak
Dodane 1 rok temu

Lead: Postulat zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu z proporcjonalnej na większościową istnieje w Polsce od 30 lat. Sformułował go na początku lat 90. śp. prof. Jerzy Przystawa, który bardzo szybko, bo już na początku funkcjonowania III RP zauważył, że głównym motywem działania polityków wcale nie jest reprezentowanie interesów obywateli.

Kiedy w listopadzie 2003 roku Air Force One z George’em W. Bushem na pokładzie lądował na niewielkim lotnisku Teesside, cały świat miał szansę dowiedzieć się o okręgu wyborczym Sedgefield, z którego został wybrany do parlamentu Wielkiej Brytanii Tony Blair. Nieprzypadkowo obaj panowie nie spotkali się w Londynie, ale właśnie tam, gdzie znajdował się okręg wyborczy Blaira. Nie było w tym cienia kurtuazji. George W. Bush wiedział, że jeżeli urzędujący premier nie wygra kolejnych wyborów w swoim jednomandatowym okręgu, to straci miejsce w parlamencie i tym samym tekę premiera. A to pokrzyżowałoby plany prezydenta USA w zakresie wspólnego dokończenia działań w Iraku i Afganistanie – Wielka Brytania była w tych planach jego głównym sojusznikiem. O pomyślności w realizacji tego strategicznego dla polityki międzynarodowej scenariusza mieli zadecydować mieszkańcy małej , mającej nieco ponad 67 tysięcy osób uprawnionych do głosowania, społeczności. Prezydent największego mocarstwa świata doskonale zdawał sobie z tego sprawę , dlatego odwiedził go na prowincji, pomagając mu we wzmacnianiu pozycji właśnie w jego mateczniku.

Nieprzypadkowo analogiczna scena w naszym kraju odegrałaby się w Warszawie, z dala od mniejszych ośrodków i bez obaw o to, że aktualny premier, szef rządzącej partii, może mieć jakiekolwiek trudności w zdobyciu miejsca w parlamencie. Ten przykład pokazuje, że ordynacja wyborcza to coś znacznie więcej niż sposób przeliczania głosów na sejmowe fotele. To zmiana politycznych mechanizmów, logiki działania partii i jej liderów, przewartościowanie wpływu parlamentarzystów i wyborców na kształtowanie życia politycznego. Popularyzacja postulowanej zmiany trwa już 30 lat – to setki konferencji, spotkań, debat. Warto przytoczyć jej główne założenia.

Ustrój do zmiany 

Profesor Jerzy Przystawa, twórca Ruchu na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, ordynację uznał za główną wadę ustrojową współczesnej Polski. Najważniejszym powodem takiej diagnozy był jego bezpośredni kontakt z posłami na ówczesny Sejm. Sposób, w jaki odnosili się do niego, potencjalnego wyborcy, w jego ocenie był karykaturą pożądanego porządku. Jako pierwszy postawił diagnozę takiej sytuacji – wadliwa metoda wybierania posłów. W Polsce, w Wielkiej Brytanii i w innych krajach głównym zmartwieniem parlamentarzystów jest troska o to, aby zostać wybranym na kolejną kadencję. I nie ma w tym nic złego. Problem w tym, że w naszej demokratycznej rzeczywistości o karierze polityka decyduje głównie aparat partyjny, który może, ale nie musi umieścić danego kandydata na listach wyborczych. Dopiero w drugiej kolejności, niejako w drugiej turze, do głosu dochodzą wyborcy, którzy przy urnie mogą zaznaczyć, kogo chcą, ale jedynie spośród tych, którzy do kandydowania zostali dopuszczeni. W systemie jednomandatowym, na przykład westminsterskim w Wielkiej Brytanii, wygląda to zupełnie inaczej.

Kandydowanie

Konstytucja zapewnia nam wszystkim bierne prawo wyborcze – prawo do kandydowania. Cóż z tego, skoro faktycznie miejsca na listach wyborczych są ściśle reglamentowane, a o ich kształcie decyduje wąskie grono partyjnego kierownictwa w sposób nietransparentny, dla wyborców niejasny. To powoduje, że większość osób z dorobkiem, doświadczeniem, osiągniętą przez lata pozycją społeczną i zawodową, również z doświadczeniem w organizacjach pozarządowych czy samorządzie, na udział w takiej grze nie wyraża ani chęci, ani zgody. Interesy osób decyzyjnych w partiach nawet dla laika są już na pierwszy rzut oka rozbieżne z interesami obywateli – w cenie jest przede wszystkim późniejsza lojalność wobec partyjnych decydentów, a cechy o wiele ważniejsze dla wyborców, takie jak asertywność czy choćby przewaga intelektualna nad wybierającymi – wręcz przeciwnie. Faktycznie, to, jak przeszliśmy do porządku dziennego nad de facto pozbawieniem nas wolnego prawa do kandydowania, jest przynajmniej zastanawiające.

Ruch na rzecz JOW-ów uznaje za kluczowe utrzymanie liczby 460 posłów w Sejmie. Wynika to z kolejnej cechy brytyjskiego systemu westminsterskiego, bo ten właśnie system uznano za najlepszy sprawdzony wzorzec, który najlepiej sprawdzi się w naszym kraju, choćby ze względu na podobną populację i wielkość kraju. Utrzymanie tak licznego Sejmu spowoduje, że o mandat walka będzie się toczyć w małych okręgach, liczących około 60–70 tysięcy wyborców. To spowoduje, że główny akcent kampanii zostanie położony na bezpośredni kontakt z mieszkańcami, billboardy (zakazane w trakcie kampanii wyborczej w Wielkiej Brytanii) zostaną zastąpione przez spotkania osobiste. Liczyć się będą przede wszystkim lokalna rozpoznawalność i zdobyte przez lata uznanie wśród społeczności. Poczta pantoflowa to podobnie jak w tradycyjnym, niepolitycznym marketingu wdzięczny, mający szereg zalet kanał komunikacji, niosący zarówno te dobre, jak i mniej przychylne informacje na temat nie tylko produktów, usług, lecz także osób. W takich okolicznościach będzie miała o wiele większe znaczenie niż dzisiaj, kiedy stając przy urnie wyborczej, mamy do wyboru ponad 100 nazwisk, z których zazwyczaj nigdy nikogo nie spotkaliśmy osobiście. Nie wiemy też nic ponad to, co dostarczyły nam działania propagandowe i mass media. Konia z rzędem temu, kto przed oddaniem głosu zapoznał się choć pobieżnie z sylwetkami wszystkich kandydujących.

Kolejna zaleta proponowanych zmian to prostota i zrozumienie zasad dla praktycznie wszystkich wyborców. Pamiętajmy, że prawo do głosowania mają wszyscy obywatele powyżej 18. roku życia, a nie tylko ci, którzy są w stanie zrozumieć meandry systemu d’Hondta czy Sainte-Laguë – tajemnicą poliszynela jest fakt, że te ostatnie w pełni rozumie jedynie niewielka część politologów. W ordynacji westminsterskiej zasady są proste: ten, kto zdobył najwięcej głosów, jest zwycięzcą. Tylko tyle i aż tyle. Jak w szkolnych wyborach na przewodniczącego klasy. Proste reguły zachęcają tak do kandydowania, jak i do wzięcia udziału w głosowaniu. Obowiązywać ma zasada „pierwszy na mecie”: jedna tura chroni przed partyjnymi manipulacjami, nieodłącznymi przy wyborach dwuturowych.

Poseł, czyli kto?

Tak wybrany parlamentarzysta nie zastanawia się ani przez chwilę nad tym, od kogo zależy jego polityczny los. Oczywiście, nominacja partyjna, możliwość kandydowania z ramienia popularnej partii mają znaczenie, ale zawsze jedno dla posła jest jasne: wszelkie jego działania polityczne będą bacznie obserwowane przez społeczność, która go wybrała, i jeżeli swoimi działaniami zniechęci ich do siebie, nic mu nie pomoże. A nieodzowne w takim modelu oparcie komunikacji z wyborcami na bezpośrednim kontakcie jest w systemie jednomandatowym świetnym bezpiecznikiem, którego brakuje w przypadku możliwości unikania takich interakcji. To działa również w drugą stronę: w przypadku jakichkolwiek niesłusznych insynuacji, zarzutów wobec jego osoby czy po prostu życiowych wpadek funkcjonujący w taki sposób poseł ma szansę dotrzeć do swoich wyborców i przedstawić im swój punkt widzenia. Może ich przekonać, może się oczyścić z przypisywanych mu czynów czy postaw, niezależnie od mass mediów. To kolejny atut komunikacji z wyborcami opartej na kontakcie bezpośrednim, czego najlepszym przykładem są kampanie wyborcze „od drzwi do drzwi”. Próbowali tego również polscy politycy, znakomita większość bardzo szybko z tego rezygnowała. Przemawianie sloganami z billboardu lub uczestniczenie w telewizyjnych pyskówkach są, jak się okazuje, o wiele bardziej komfortowe. 

Odpowiedzialność

W proponowanym systemie westminsterskim poseł jest bezpośrednio odpowiedzialny przed wyborcami. To oni go wybrali, również oni mogą go mandatu pozbawić. Mechanizm jest prosty, czytelny – konkretna osoba odpowiedzialna przed równie konkretnie zdefiniowanymi osobami. W Polsce co do zasady poseł jest odpowiedzialny przed wszystkimi wyborcami swojej partii, co sprawia, że tym samym bardzo łatwo jest nie być odpowiedzialnym tak naprawdę przed nikim. Oczywiście poza tymi, którzy na liście wyborczej umieszczają i przyznają na niej lepsze lub gorsze miejsca. Biada posłowi, który przedłoży jakikolwiek interes, w tym swoich wyborców, nad interes warszawskiej centrali.

Partia

Zarówno w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii istnieją partie polityczne. Są to jednak zgoła odmienne organizacje, co widać choćby po tym, jak łatwo odwołać polityka, który nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Kiedy w naszej rzeczywistości pojedynek Tusk – Kaczyński trwa już niemal dwie dekady, system westminsterski pozwala zmieniać przewodniczących partii w sposób płynny, bez dekonstrukcji samych formacji. Partie tworzone są oddolnie, a ich lokalne struktury mają decydujący wpływ na to, kto w nich pełni jakie funkcje – to oni zawiadamiają o swoich decyzjach Londyn, tak jak lokalna komisja wyborcza zawiadamia Izbę Gmin o tym, kto w okręgu okazał się wyborczym zwycięzcą.  

Krytyka

Tak wspominał prof. Jerzy Przystawa w swojej książce Sposób, będącej zbiorem felietonów wygłoszonych na antenie wrocławskiego Radia Rodzina, swoje spotkanie ze studentami: „Moi słuchacze, jak przystało na młodych i wykształconych ludzi, podjęli ze mną dyskusję, jednakże argumenty wysuwane przeciwko wprowadzeniu w Polsce systemu wyborczego, jaki od przeszło dwustu lat działa w Ameryce, były dla mnie zdumiewające. Jeden po drugim twierdzili zgodnie, że owszem, taka ordynacja sprawdza się i dobrze funkcjonuje w Ameryce czy Anglii, a więc w krajach o długich tradycjach demokratycznych, natomiast nie będzie dobrze działać w Polsce, bo nasze społeczeństwo jeszcze do takich rozwiązań nie dojrzało. Nie mamy tradycji demokratycznych, gdzie dwóch Polaków, tam od razu powstają trzy partie. Wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych wniosłoby chaos do życia parlamentarnego, nie byłoby żadnej dyscypliny w Sejmie, każdy poseł ciągnąłby w swoją stronę, zamiast dbać o interes narodu i państwa, biegaliby za partykularnymi interesami lokalnych środowisk”. Tymczasem, jak odpowiadał dalej, „rocznica Konstytucji 3 maja powinna nas skłonić do refleksji i uświadomienia sobie naszej własnej historii. Ale nie tej, której uczyli nas komuniści i którą zapisali w podręcznikach. Polska i Polacy nie zeszli właśnie z drzew i nie zaczęli dopiero co chodzić na dwóch nogach. To nie Anglia i nie Ameryka stanowiły dla świata wzory wolności, demokracji i tolerancji, to I Rzeczpospolita była przykładem i wzorem kraju demokratycznego, w którym przez trzy wieki funkcjonowała demokracja. To nie w Anglii i nie w Ameryce odbyły się pierwsze powszechne wybory, to w Polsce zasada neminem captivabimus (nikt nie może być uwięziony bez sądu), została wprowadzona na 250 lat przed angielskim prawem habeas corpus. To w Polsce na prawie trzy wieki przed Monteskiuszem wprowadzono rozdział władz na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. To w Polsce jeszcze w XVI wieku, w 1574 roku, Sejm uchwalił akt o tolerancji zakazujący wszelkich prześladowań religijnych, a więc 200 lat przed tym, kiedy powstały Stany Zjednoczone, w czasie, kiedy Europa była pogrążona w odmęcie wojen i prześladowań religijnych. To w Polsce jeszcze w XV wieku, dokładnie w 1493 roku, zebrał się pierwszy dwuizbowy parlament walny, a delegatów na ten Sejm, posłów, wybierały sejmiki ziemskie, po jednym z każdego sejmiku. Jednomandatowe okręgi wyborcze mogą być dla nas jedynie kontynuacją wspaniałej tradycji historycznej, której pamięć przez pół wieku usiłowano zatrzeć i z której naprawdę mamy prawo być dumni.”

Szansa

Akceptacja dla jednomandatowych okręgów wyborczych jest dziś w społeczeństwie powszechna. Dowodzą tego badania opinii publicznej. Chcemy przede wszystkim głosować na ludzi, a nie na partie. Gorzej z wiarą w możliwość wprowadzenia tej zmiany. Tymczasem nie możemy wymazać z pamięci wydarzeń, które jakby abstrahując od tego, że nie mają się prawa wydarzyć, po prostu się działy. Pamiętamy opuszczające nasz kraj wojska radzieckie, coś, czego nie przewidział żaden sowietolog, dzień, w którym Lech Wałęsa został noblistą, a Sebastian Mila strzelił zamykającą mecz bramkę na 2:0 aktualnym mistrzom świata Niemcom. – Tylko kopnąłem – powiedział po meczu. Jednomandatowe okręgi wyborcze wcale nie mają mniejszych szans na urzeczywistnienie się.

Copy LinkLinkedInFacebook
Artur Heliak
Redaktor naczelny

Prezes zarządu Fundacji Wspólna Perspektywa – Centrum Analiz Wyborczych i Samorządowych we Wrocławiu.

Wykup dostęp do wszystkich artykułów

już od 58 zł / miesiąc

Każdego tygodnia dołączają do nas nowi czytelnicy zainteresowani efektywnym funkcjonowaniem państwa. Bądź wśród nich.

Zobacz też

Ustrój

Ach, co to były za wybory! Wszyscy wygrali.