NADCHODZI CZAS PARTYJNYCH SAMORZĄDÓW?

Maciej Antczak
Dodane 8 miesięcy temu

Nadchodzi czas partyjnych samorządów?

Okres, kiedy to lokalni włodarze mogli dyktować warunki wielkim partiom, zdaje się odchodzić w przeszłość. Tak przynajmniej wskazują wyniki wyborów samorządowych z 2024 roku, które dla ruchów samorządowych okazały się brutalnym zderzeniem z coraz bardziej partyjną rzeczywistością. Samorząd, dotychczas kojarzony z oddolnymi stowarzyszeniami, stał się silnie upartyjniony. Dokąd zmierza samorządność?

Okres, kiedy to lokalni włodarze mogli dyktować warunki wielkim partiom, zdaje się odchodzić w przeszłość. Tak przynajmniej wskazują wyniki wyborów samorządowych z 2024 roku, które dla ruchów samorządowych okazały się brutalnym zderzeniem z coraz bardziej partyjną rzeczywistością. Samorząd, dotychczas kojarzony z oddolnymi stowarzyszeniami, stał się silnie upartyjniony. Dokąd zmierza samorządność?

W maju 2024 roku Centrum Analiz Latarnika opublikowało analizę mojego autorstwa, która wskazywała na duże zmiany w zakresie barw politycznych prezydentów 66 miast na prawach powiatu. Wynika z niej, że jeszcze w 2018 roku aż 22 prezydentów należało do niezależnych stowarzyszeń lokalnych, a w 2024 roku było ich jedynie 10. To spadek o ponad 50%. Do niezależnych kandydatów zaliczyłem tych, którzy nie byli członkami partii politycznych ani nie uzyskali poparcia sejmowych partii (oficjalnego bądź nieoficjalnego poprzez niewystawienie kontrkandydata). 

Podobnie źle dla samorządowych komitetów prezentują się wyniki do sejmików województw. W 2018 roku liczba radnych należących do ugrupowań samorządowych wyniosła 23 (8 na Dolnym Śląsku, 4 w Lubuskiem, 1 na Mazowszu, 5 w Opolskiem, 1 w Świętokrzyskiem, 1 w Wielkopolsce, 3 w województwie zachodniopomorskim), a w 2024 roku było to tylko 9 (na Dolnym Śląsku 3 radnych mają Bezpartyjni Samorządowcy, w województwie opolskim 5 radnych mają Śląscy Samorządowcy, a w województwie zachodniopomorskim 1 radnego ma OK Samorząd).

O czym mówią nam te wyniki? Przede wszystkim widoczna jest dominacja Koalicji Obywatelskiej, która w średnich i dużych miastach posiada silne i nienaruszalne bastiony poparcia, niczym Prawo i Sprawiedliwość na prowincji. W powszechnym mniemaniu wydaje się, że to głównie PiS ma swój betonowy elektorat, który bez względu na wszystko zagłosuje na partię Kaczyńskiego, natomiast wyniki z dużych miast pokazują, że i Koalicja Obywatelska ma swoich zawsze wiernych fanów. Lokalnym ruchom samorządowym ciężko jest się przebić przez tak zabetonowaną scenę polityczną.

Słabość samorządowych komitetów świadczy o dominacji ogólnopolskiego przekazu także w lokalnych społecznościach. Wydaje się, że im większe miasto, tym stopień zżycia z małą ojczyzną jest niższy. W małych miejscowościach informacje rozchodzą się pocztą pantoflową, lecz w dużych konieczne jest czerpanie wiedzy z lokalnych mediów. Lokalna prasa jest z kolei coraz słabsza, a portale informujące o najbliższym otoczeniu przegrywają w wyścigu o uwagę odbiorców z ogólnopolskimi korporacjami medialnymi i ogólnopolskimi influencerami. Możliwości absorpcji informacji przez odbiorcę są limitowane, dlatego można postawić tezę, że wraz z dominacją algorytmicznie działających social mediów, obraz życia lokalnej społeczności pozostaje niejako poza świadomością medianowego wyborcy. Oczywiście na co dzień każdy z nas ma styczność z wycinkiem lokalnej rzeczywistości w postaci drogi do pracy czy spędzania wolnego czasu w jakiejś przestrzeni miejskiej, natomiast trudno mówić wówczas o posiadaniu kompleksowej wiedzy na temat całego miasta.

Potęgować ten fakt może alienacja społeczna coraz większej liczby obywateli, rezygnujących z aktywności w życiu społecznym na rzecz scrollowania mediów społecznościowych, w których dominuje ogólnopolski bądź nawet globalny przekaz. Społeczne więzi ulegają wówczas osłabieniu, stąd poczucie tożsamości lokalnej schodzi na dalszy plan, a co za tym idzie także i preferencje wyborcze nie ogniskują się tak silnie wokół lokalnych komitetów. W mniejszych ośrodkach, gdzie możliwe jest dotarcie do większości wyborców poprzez kampanię bezpośrednią, da się ten efekt osłabić, lecz w największych miastach jest to prawie niemożliwe, co widać zresztą po zwycięstwach partyjnych prezydentów w znacznej większości stolic województw. Niższa aktywność w lokalnej społeczności ogranicza również możliwości przyciągania kadr do stowarzyszeń działających na rzecz małych ojczyzn. Rekrutacja nowych członków jest trudna, także ze względu na wspomniane wyżej trudności z dotarciem z przekazem na temat lokalnych wydarzeń ze względu na zglobalizowane algorytmy social mediów.

Pewną jaskółką nadziei dla niezależnych aktywistów jest startujący w ostatnich wyborach w Krakowie Łukasz Gibała, który niemal pokonał w II turze Aleksandra Miszalskiego. Jego kandydatura była żywym dowodem na to, że nawet w drugim co do wielkości mieście Polski możliwe jest pokrzyżowanie szyków dużym partiom. Wpływ na to mógł mieć jednak fakt, że o krakowskim wyścigu wiele mówiono w ogólnopolskim przekazie, ze względu na jasny dla wszystkich rezultat Rafała Trzaskowskiego w zdominowanej przez elektorat PO stolicy. Warte uwagi są także szczegółowe wyniki exit poll – aż 70% osób między 18. a 29. rokiem życia oddało głos na Gibałę. Możliwe zatem, że wraz z wchodzeniem w dorosłość kolejnych roczników, lokalne komitety zyskają drugie życie. Póki co jednak sytuacja wygląda nieciekawie. Samorządy w 2024 roku stały się znacznie bardziej upartyjnione w porównaniu do 2018 roku – i to na wszystkich szczeblach.

Copy LinkLinkedInFacebook

Wykup dostęp do wszystkich artykułów

już od 58 zł / miesiąc

Każdego tygodnia dołączają do nas nowi czytelnicy zainteresowani efektywnym funkcjonowaniem państwa. Bądź wśród nich.

Zobacz też

Ustrój

Czy warto legitymizować ten cyrk?