Czy warto legitymizować ten cyrk?

Artur Heliak
Dodane 1 rok temu

Robert Gwiazdowski w swoim najnowszym podcaście dla Interii zauważa, że krytyka wprowadzenia w wyborach do Sejmu ordynacji większościowej, czyli jednomandatowych okręgów wyborczych, nawet przeprowadzana na modłę naukową, przypomina porównywanie gruszek z jabłkami.

– Przeczytałem, że jeżeli weźmiemy pod uwagę liczbę wyborców, którzy głosowali i mają swoją reprezentację w Sejmie, to jest ich 62 proc., a w senacie tylko 55 proc. A przecież w senacie są JOW-y! Czyli JOW-y są podobno bardziej dysproporcjonalne niż wielomandatowe okręgi wyborcze w wyborach do Sejmu. Problem polega na tym, że jak to często w różnych statystycznych zabawach bywa, porównujemy rzeczy nieporównywalne. Wybory do Sejmu i wybory do senatu to są różne wybory – tłumaczy.

1. Posłów jest 460, więc gdyby do Sejmu były jednomandatowe okręgi wyborcze, mielibyśmy ich 460.

2. Do senatu mamy 100 miejsc, więc okręgów wyborczych jest mniej.

Co to powoduje? Że okręgi wyborcze do senatu są wielokrotnie większe. – Jak jest duży okręg wyborczy, to nie działa coś, co działa przy małych okręgach – mówi.

460 okręgów to znaczy, że w takim okręgu jest 65-70 tys. wyborców.

– Jak ktoś chce zacząć karierę polityczną, zajmować się polityką – ale nie tak, by na ostatnią chwilę się załapać na listę partyjną robioną przez któregoś z bossów partyjnych – tylko ma taką potrzebę, to między jednymi wyborami a drugimi, w swoim własnym okręgu wyborczym może sobie taką pozycję zbudować – tłumaczy. – Ważnym elementem jest to, że w takim okręgu do większości wyborców można dotrzeć samemu. Z przekazem: co się robi, co się chce zrobić. Jak okręg wyborczy jest tak wielki jak do senatu, to tam w taki sposób tego zrobić się nie da – dodaje.

Proporcjonalne dysproporcjonalne

W wyborach do Sejmu działa jeszcze jedna zasada: startujących może być więcej. W takim małym okręgu może się znaleźć 10 podobnych kandydatów, którzy sami będą chcieli coś zrobić, nie bacząc na lidera partyjnego, który ich weźmie na listy lub nie. To jest zasadnicza różnica.

– Trzeba też zwrócić uwagę na to, na co zwraca się uwagę w fizyce – na warunki początkowe. My je mamy jakie mamy, czyli kompletną dysproporcjonalność. Bo jeżeli mówimy, że w Sejmie ponad 62 proc. głosujących ma swojego przedstawiciela, to oznacza, że prawie 38 proc. głosujących swojego przedstawiciela nie ma – wylicza. A w Konstytucji stoi jak byk, że wybory są proporcjonalne. A więc one są w Polsce dysproporcjonalne – podkreśla Robert Gwiazdowski. Wynika to z dwóch głównych okoliczności:

1. Próg wyborczy, wprowadzony w 1993 roku.

– Twierdzę, że tak naprawdę proporcjonalne wolne wybory po 1989 roku mieliśmy jedne, te w 1991 roku. Potem wprowadzono próg, by odsiać tych, którzy w skali całego kraju nie przekroczą pięciu procent. W skali całego kraju! Zatem ktoś, kto chciałby sobie wystartować z jakiegoś okręgu podwarszawskiego, albo podwrocławskiego, albo gdzieś na Suwalszczyźnie, kampanię wyborczą musi prowadzić wszędzie, od Szczecina po Przemyśl – tłumaczy Gwiazdowski.

2. Żeby prowadzić taką kampanię, trzeba mieć zupełnie inne środki finansowe, a przede wszystkim trzeba mieć więcej czasu.

Trzeba już być zawodowym politykiem.

Ktoś, kto normalnie pracuje i dopiero chciałby zbudować swoją pozycję, nie ma szans – dodaje.

Kodeks wyborczy do zmiany

Robert Gwiazdowski przypomina, że ordynacja wyborcza była już zmieniana kilkanaście razy, więc jest ona jak najbardziej modyfikowalna. Można ją zmieniać, ale jak zastrzega, kolejne jej reformy powinny być poprzedzone czteroletnim vacacio legis. – Nie może być tak, aktualna większość parlamentarna zmienia sobie ordynację wyborczą na najbliższe wybory zgodnie z interesem aktualnej większości parlamentarnej – mówi w swoim podcaście dla Interii. To powinno być zapisane w konstytucji – dodaje.

Wygram za twoje

Robert Gwiazdowski zwraca też uwagę na to, że zawodowi politycy korzystają z dotacji dla partii, tymczasem niezależny kandydat nie może nawet sam sobie samodzielnie sfinansować swojej kampanii wyborczej. Również dlatego nie mamy wielu kandydatów do senatu, właśnie ze względu na duże koszty kampanii, jakie są potrzebne na jej przeprowadzenie w tak dużym okręgu, jak okręg senacki. W małym okręgu potrzebne byłyby znacznie mniejsze nakłady i głównie byłyby to nakłady czasu i pomysłów – zauważa.

Według profesora Roberta Gwiazdowskiego dziś w dużym stopniu to media decydują o tym, kogo pokazują, a kogo nie. – W przypadku okręgów 65-70 tysięcznych dobremu nauczycielowi łatwiej samemu zrobić karierę polityczną, niż przekonać rodziców dzieci, których uczył i uczy do tego, że kandydat przyniesiony w teczce będzie lepszy od tego, który w danym okręgu jest zakorzeniony, funkcjonuje i żyje – twierdzi.

Głosujesz na jednego, głos dostaje drugi

Zauważa również mechanizm, że dziś głosując na jednego, w naszym mniemaniu rozsądnego kandydata, to tym samym głosujemy na wszystkich pozostałych, którzy znaleźli się wraz z nim liście.

– Jeżeli nie dokonamy zmiany, będziemy mieli coraz bardziej gorszące awantury. W tym roku kampania wyborcza w zasadzie sprowadza się do tego, kto ma gorszego kandydata. Jedni wytykają złych kandydatów drugim i vice versa – zauważa.

– Słyszałem, że jak się nie głosuje, to nie wolno krytykować. Nie! Powinni móc krytykować tylko ci, którzy się wylegitymują w jakiś sposób, że nie głosowali. Ci którzy głosowali odpowiadają za wynik tego głosowania, to oni wybrali. Mało tego, oni legitymizowali ten system! – przekonuje w swoim video felietonie dla Interii z właściwą sobie przekorą Gwiazdowski.

Nieprawdą jest według Gwiazdowskiego, że w JOW-ach dochodzi do większej polaryzacji. Zauważa, że wtedy startuje więcej kandydatów, następuje większe rozproszenie. Łatwiej wtedy powiedzieć „ani ci, ani ci, jedni i drudzy są źli”.

Według Gwiazdowskiego JOW-y mogłyby zmienić prace legislacyjne Sejmu. Wyborcy z małego okręgu mogliby dopytywać swoich lokalnych posłów o szczegółowe rozwiązania i decyzje, jakie mają miejsce w Sejmie. Tymczasem dzisiaj wyborcy nie wiedzą na kogo zagłosowali. – Wiedzą na jaką partię, ale już nie na kogo konkretnie. A to zupełnie co innego – zauważa Gwiazdowski.

Cały video podcast dla Interii:

Copy LinkLinkedInFacebook
Artur Heliak
Redaktor naczelny

Prezes zarządu Fundacji Wspólna Perspektywa – Centrum Analiz Wyborczych i Samorządowych we Wrocławiu.

Wykup dostęp do wszystkich artykułów

już od 58 zł / miesiąc

Każdego tygodnia dołączają do nas nowi czytelnicy zainteresowani efektywnym funkcjonowaniem państwa. Bądź wśród nich.

Zobacz też

Ustrój

Ach, co to były za wybory! Wszyscy wygrali.